30 Lecie posługi kapłańskiej.


Przewielebny Księże Kanoniku
Czcigodny Pasterzu
.

Stoję dziś przed Tobą ojcze ukochany, czcigodny Pasterzu wiernie nam oddany. Chcę wyrazić wdzięczność za ten okres długi, trzydzieści lat pracy i Twojej zasługi. Pracowałeś wiernie wśród burz i zamieci i nie opuściłeś dotąd wiernych wiernych dzieci. Nie dbałeś na trudy oraz niewygody, nie żądałeś za to najmniejszej nagrody.



Pracowałeś stale, w pośród ludzkich złości, doznałeś Ojcze nie jednej przykrości, znosiłeś cierpliwie nigdy nie szemrałeś, chmurnego czoła Ty nie pokazałeś. Zawsze uśmiechnięty i zawsze wesoły, nie dbałeś na trudy ani na mozoły.

I tak stale Ojcze ciągle bez wytchnienia, dążyłeś ażeby w Niebylcu stanęła świątynia. Pierwszą myślą Twych mozołów, wybrałeś Komitet jak Chrystus apostołów.

Z nimi przebiegałeś parafię 78 razy, wdzięczności serdecznej składamy wyrazy. Nieraz mróz srogi, deszcz i wichry wiały, Twe nogi Pasterzu, nigdy nie ustały.

Twe ręce kapłańskie one czynne były. Pierwszą łopatę w ziemi wyrzuciły. Wodę do wapna one też nosiły. Odciski przykre nieraz przechodziły. W tej pracy Ojcze nigdy nie ustałeś, cegłę i wapno na rusztowania dźwigałeś. Sam uczyłeś w szkole i sam w Kościele nigdy dla Ciebie nie było za wiele. Gdy mury świątyni stanęły już w górze, wieś biegnie o strasznej wojennej wichurze. I znowu trwoga wojennego strachu, bo na świątyni nie było dachu. Ty Ojcze w nocy nie sypiałeś bo ten dach zdobyć Ty obmyślałeś. Zebrałeś od wiernych ofiarę w naturze, o jakież Twoje zasługi są duże. Blachę wykupiłeś, świątynie nakryłeś, na troski zgryzoty Ty się nie skarżyłeś.

Świątynię umiłowałeś i tak pokochałeś, że ślubem na zawsze Ty się z nią związałeś. Ty na wszystko Ojcze chętnie się godziłeś, swe siły i zdrowie dla nas poświęciłeś - orkiestrę zebrałeś i z nią pracowałeś. Do miejsc cudownych z pielgrzymką biegałeś. Radością Twą było gdy orkiestra grała, Trójcy świętej w niebie chwałę rozbrzmiewała.

Ile chrztu świętego Ojcze udzieliłeś, do stołu Pańskiego dzieci gromadziłeś. W konfesjonale więźniem dla nas byłeś, na mrozie godziny długie Ty trawiłeś. Ukochałeś nas tak wielką miłością, do kratek wabiłeś swoją obecnością. Z ambony Ty słowo Boże nam głośiłeś i serca nasze we wierze krzepiłeś.

Do chorych biegałeś z ostatnią pomocą, śpieszyłeś w dzień biały, śpieszyłeś i nocą. Śpieszyłeś w noc ciemną do chaty pod strzechę i niosłeś tam Ojcze ostatnią pociechę. Na drogę wieczności Ty zaopatrzyłeś, drogie nam osoby na wieczny spoczynek, Ty wyprowadziłeś. Pastrzeu Ty życie swoje narażałeś, gdy chorych na tyfus zaopatrywałeś. Krewni i sąsiedzi tam nie zaglądali, Ty wszędzie spieszyłeś, gdzie ciebie wzywali.

Dziś Twa głowa Ojcze szronem jest pokryta, jakież ona myśli trudne przechodziła. Ojcze ukochany my Cię oceniamy i dzisiaj do Boga wołamy, modlimy się dla Cię o życia pogodę, a w niebie Bóg Tobie da słodką nagrodę.


W tym krótkim tekście autorka opisała w najdrobniejszych szczegółach jaką postacią był ksiądz kanonik Franciszek Muras.